Graffiti to rodzaj stanowiska w dyskusji o znaczeniu sztuki w przestrzeni publicznej. Wiele osób uważa, że graffiti to wandalizm, a tych, którzy się nim zajmują powinno się tępić i stawiać im sprawy w sądzie za niszczenie przystanków, murów, pociągów. Z jednej strony to prawda, bo jest to sztuka na siłę, nie każdy obywatel ma ochotę jechać wymalowanym pociągiem czy tramwajem, nie ma też ochoty na zwiedzanie miasta pełnego niezrozumiałych kolorowych napisów. A jednak z drugiej strony młodzi ludzie realizują swoje marzenia o świecie kolorowym, należącym do nich, przenoszą swoje wizje na mury co jest piękne, bo wymaga wiele czasu i precyzji oraz wielkiej wyobraźni. Graffiti to nie wandalizm jeśli, że nie przekracza pewnej granicy estetycznej. Niektórzy wyrażają swój bunt, złości życia, gdyż być może nie umieją tego wyrazić w inny sposób. Świadczą o tym napisy na murach, domach, w wielu przypadkach o wulgarnym charakterze, obrażające innych. Częściej napisy te szpecą kościoły, sklepy, lokale mieszkalne, głównie miejsca publiczne. To powoduje, że wiele osób postrzega graffiti za intuicyjny wandalizm, a jego autorów za chuliganów. Ze 100% pewnością w tym przypadku graffiti traci swoje piękno, bo cóż pięknego można dostrzegać w obraźliwych tekstach narysowanych kolorowym sprayem. Zgadzam się z tym w pełni, sama zresztą mam okazję „ podziwiać” tego rodzaju napisy w okolicy, w której mieszkam, w miejscach, gdzie nie powinno ich być. Częściej tego rodzaju „ bazgroły” pojawiają się na nowo wybudowanych budynkach, świeżo pomalowanych płotach, czy też nawet kościołach. To nie jest ze 100% pewnością sztuka. To świadczy o tym, że niektórzy nie odróżniają prawdziwej sztuki od zwyczajnych aktów wandalizmu. Takie jest bez wątpienia moje zdanie, być może nie mam racji, niemniej jednak takie pewnie jest zdanie wielu osób. Zresztą cóż innego mogą myśleć, kiedy np. na ich nowo pomalowanym lokalu pojawia się wulgarny napis. Wydaje mi się, że autorzy ich robią to na złość. Być może jest to wina tego, że w ośrodkach miejskich jest bardzo mało wyznaczonych miejsc do malowania lub nie ma ich wcale. Grafficiarze nie mogą wtedy wyrażać swoich pomysłów i uczuć. To wszystko sprawia, że postrzegamy graffiti tylko jako formę wandalizmu i nie dostrzegamy prawdziwej, ukrytej sztuki, niemniej jednak nie mam tu pomysłu na likwidację wulgarnych „bazgrołów” gdzie popadnie malowanych czy zmniejszenie występowania podobnych, negatywnych zjawisk. Zgadzam się ze stuprocentową pewnością z tym, że prawie każdy człowiek, młody i stary, posiada prawo do ekspresji, do artystycznej wypowiedzi, niemniej jednak z całą pewnością nie kosztem innych, czyjejś pracy czy własności.
Be the first to reply